poniedziałek, 28 kwietnia 2014

daj się zaskoczyć...

 jakością (jak to sugerowała swego czasu reklama). chociaż sami nie wiemy czy takie marnotrawstwo można nazwać jakością. Tyle dobrego, że mogliśmy z tego skorzystać.


tym razem nie będzie gotowania tylko raport dyskontowy. Pączki, które pokazaliśmy kilka postów temu mogą się schować.  Bo sami zobacznie co się działo przed świętami, kiedy to na duże sklepy spadł przymus dwudniowego zamknięcia:



bułeczki, grahamki, chleby (wzięliśmy 7 bochenków i to było zaledwie kilka z całego kubła), rogaliki i... łosoś. marysia co prawda jest weganką, ale wojtek jeśli znajdzie coś takiego to sobie nie odmówi. także uniósł ponad 10 tacek i zawalił zamrażarnik klnąc pod nosem, że nie ma kilku dodatkowych, bo w śmieciach zostało dużo więcej.
                                        

                                           przechowalnia tymczasowa- w większej zamrażarce



                                              no dobra, pączuszki  i ciastka też wzięliśmy...


Kiedy indziej, kiedy to marysia miała zły dzień i marudziła, wojtek zanurkował w śmietniku i jak gdyby nigdy nic wręczył jej naręcze róż mówiąc "żeby nie było, że Ci kwiatów nie daję" :


                                       

natomiast jeszcze przed świętami, poszukując pieczywa natknęliśmy się na pusty kubeł z dwiema smętnymi butelkami- jak się okazało jedna pełna mleczka do czyszczenia, a druga z połową płynu do mycia podłóg. całkiem z siebie zadowoleni parę godzin później zajżeliśmy do kontenera koło domu. i oto co znaleźliśmy:
                                 
czipsy- bynajmniej nie rozwalone i połamane jakby mogło się wydawać, pół butelki oleju, kolejne mleczko do czyszczenia, jabłuszko (;))...







... 2 litry nektaru, prawie 4 paczki makaronu, nieco połamane wafle, trzy serki śmietankowe...

co do napojów!
zapłacilibyście ponad 13 zł za sok? fakt, że 3 litry i zimno tłoczony i taki mętny i smaczny, ale my jednak wolimy wydawać pieniądze ciut inaczej. co nie zmienia faktu, że taki soczek to dobra rzecz...



... zwłaszcza jak za darmo :>


w sumie ostatnie dwa zdjęcia nie pochodzą ze śmietników dyskontowych, ale to dowód na to, że trzeba być czujnym:

bo na giełdzie, kiedy spodziewamy się znaleźć warzywa i owoce znajdujemy pół śmietnika mozzarelli.

                                   

  a w śmietniku przy zwykłym biurowcu, też można co-nieco wygrzebać (obieraczka też tam była.)



podsumowując: wszędzie może znaleźć się coś dobrego, trzeba tylko umieć to dostrzec (np. wojtek dzisiaj na spacerze z psem znalazł  ledwo napoczętą paczkę soli, a marysia wczoraj ponad kilogram ziemniaków- i nie, ani jedna z tych rzeczy nie była w śmietniku;)), a z czasem okazuje się, że jedzenie i inne wydatki prawie cię nie dotyczą.










































5 komentarzy:

  1. Jednocześnie gratuluję (znalezisk) i pomstuję (nad ludzkim marnotrastwem), wrrr... :)

    OdpowiedzUsuń
  2. o której giełdzie mówicie i jak to się właściwie odbywa? pytacie sprzedawców co możecie wziąć czy gdzieś na widoku są hasioki i prosto tam sprawdzacie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. używając określenia giełda mamy na myśli targpiast we wrocławiu- tam w cenach (i ilościach) hurtowych zaopatrująsię głównie ludzie związani z gastronomią lub handlem, ale i zwykli zjadacze warzyw.a nasze zdobycze sprawdzamy w hasiokach które są na widoku i otwarte i rozrzucone po całej giełdzie. czasami coś stoii obok kubła, zdarza się nawet, że widząc nasze poczynania sprzedawcy odpalają nam coś czego jeszcze nie wyrzucili :)

      Usuń
  3. Ludzie w niektórych rejonach świata głodują podczas gdy tutaj ludzie marnują takie ilości jedzenia. To przykre. Fajnie, że nie dopuszczacie aby to marnotrawstwo aż tak się rozprzestrzeniało - plus za to.

    OdpowiedzUsuń