wtorek, 1 lipca 2014

o znaleziskach mniej typowych cz. II

Czasami znajdujemy rzeczy o których ciężko zrobić osobny post. Nie są to warzywa, owoce ani jakieś fikuśne pieczywo (bo po chleb i bułki jeździmy co ok. 3 miesiące, zapełniamy zamrażarnik i mamy spokój) tylko raczej jednorazowe lub stosunkowo rzadkie zdobycze. Toteż robimy osobny wpis.


startujemy!

 Na rozgrzewkę prezentujemy dziwną roślinę która bardzo smutna i samotna leżała w kuble. Byliśmy co prawda obładowani innymi znaleziskami, plecak chleba, kilka reklamówek warzyw w rękach, pies na smyczy... ale musieliśmy go zabrać! więc jeśli kiedykolwiek w komunikacji miejskiej rzuci Wam się widok dwóch obładowanych głupków z jeszcze głupszym psem- to my.



dla spragnionych biedronka wyrzuca rozwalone czteropaki:


 ... nie tylko soczków :>
będąc przy płynach- dzięki uwranej nakrętce Wojtek miał porządny kubek kakao na kolację:


a serki i jogurty rozdajemy odwiedzającym nas gościom.

dzięki niewielkim zgnieceniom można sporo zaoszczędzić:

a tutaj mamy przykład na to, że i nasza psina korzysta z freegańskiego stylu życia (bo ona dostała parówki):
 z hot-dogami w ogóle wiąże sięzabawna historia. mieliśmy akurat parówki sojowe i wielką chęć zjedzenia ich w bułce, z musztardą, mnóstwem sałaty i innych warzyw. pech chciał, że nie mieliśmy nawet chleba. sprawdzając śmietnik w którym niezbyt często znajdujemy coś godnego uwagi trafiło się TO. bułka do hotdoga. i to na dodatek z keczupem! <3
pies syty i my szczęśliwi.


kończąc wątek nabiałowy prezenujemy sfatygowaną wytłoczkę po jajkach, jakich w śmietnikach pełno. z tym, że czasami warto zerknąć do środka...

 bo 7/10 jajek okazało się być całe (na zdjęciu jedno się schowało). pęknięte dostał pies.

 (małe sprostowanie odnośnie jajek- na codzień nie kupujemy jajek klatkowych. jeśli zdarzy nam się w ogóle je kupić to ze wsi lub wolnowybiegowe. ale skoro już coś ląduje w śmieciach...)


teraz przenieśmy się na złote pola. trafiliśmy na nie już dwaa jak nie trzy razy

 a z mąki z owych pól można zrobić wafel. i to nie jeden:

 (w śmieciach byłyły całę trzy kartony...)

a oto najnowsza zdobycz: mieszanka do wypieku brownie! wegańska, składająca się z cukru, mąki, czekoladowych groszków i takich tam rzeczy potrzebnych do brownie.



przepis na opakowaniu sugerował dodanie wody, oleju i jajek i upieczenie w piekarniku. nie posłuchaliśmy przepisu bo
a) nie mamy piekarnika
b)połowa z nas nie je jajek
c)aktualnie nie mamy jajek

Więc na koniec, drodzy czytelnicy, przepis na naszą dzisiejszą kolację czyli pankejksy (to zwykłe pancakes, tylko jeszcze bardziej hipsterskie od tych normalnych, bo mają czekoladowe groszki i są z mieszanki do pieczenia).
Na początek wymieszać należy brownie mix z mąką 1:1. następnie dodajemy mus bananowy:

 oraz wodę gazowaną i nieco oleju:

ciasto powinno być nieco gęstsze od ciasta na naleśniki.
leciutko natłuszczamy patelnię, wylewamy cholę porządnego, grubego placucha i jak zacznie się ścinać na brzegach to delikatnie odwracamy na drugą stronę.


układamy placuszki jeden na drugim, wtedy są ciepłe i mięciutkie.


i wcinamy z musem bananowo-truskawkowym zasładzając się prawie na śmierć i przeżywając kulinarną chwilę uniesienia.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz