okazało się, że mamy stałych czytelników, którzy wręcz piszą do nas domagając się nowych wpisów-to dla nas niezwykle miłe i bardzo dziękujemy! opracowaliśmy nową recepturę, długą i smaczną:
oto główna bohaterka dzisiejszego wpisu
oto główna bohaterka dzisiejszego wpisu
na początek troszkę retrospekcji. parę miesięcy temu, kiedy było jeszcze zimno, a wojtek nie siedział na rusztowaniu, marysia nie była bezrobotna i w ogóle było zupełnie inaczej znaleźliśmy dużo pięknej i lśniącej papryki. było też sporo imbiru (prezentowanego przy innej okazji), granaty i z pewnością kupa innych pyszności których nie jesteśmy w stanie spamiętać.
do poniższego dania, oprócz papryki pokrojonej w paski i cebuli potrzebne było:
3. kotleciki sojowe.
na początek kroimi cebulę i paprykę w paseczki. podsmażamy, dodajemy chilli i zioła (sól pieprz oczywiście także)
resztę papryki i imbir ścieramy na drobnej tarce, z granatu wyciskamy sok. siekamy drobno czosnek.
wrzucamy do miseczki, dodajemy nieco oleju i sosu sojowego. do takiej marynaty dajemy namoczone uprzednio kotleciki sojowe i zostawiamy na chwil parę.
potem dodajemy je wraz z pestkami z granatu do papryki z cebulką, doprawiamy i dodajemy to co nawinie nam się pod rękę a uznamy, że pasuje- w tym przypadku były to zalegajce w lodówce podsmażone pieczarki.
dulasz wyszedł przedni, pikantny i lekko słodkawy. polecamy zwłaszcza tym, którzy mają problem z sojowymi tekturkami;)
dulasz wyszedł przedni, pikantny i lekko słodkawy. polecamy zwłaszcza tym, którzy mają problem z sojowymi tekturkami;)
a teraz przechodzimy do teraźniejszości.
to największa miska jaką mamy w domu (nie licząc plastikowej miednicy w łazience w którą łapiemy wodę jak sufit przecieka), a papryki i tak marudziły, że im ciasno.
coś trzeba było z tym zrobić!
część z nich zaprzyjaźniło się z bakłażanem i kilkoma cebulami, więc zabraliśmy całą gromadkę na wieczorny spacer.
coś trzeba było z tym zrobić!
część z nich zaprzyjaźniło się z bakłażanem i kilkoma cebulami, więc zabraliśmy całą gromadkę na wieczorny spacer.
wojtek postanowił być szamanem
jak się okazało- skutecznym, bo ognisko zapłonęło w kilka chwil
a przy okazji wesołej gromadce się spodobało i zaczęły się... opiekać.
(w tym miejsu pragniemy przedstawić naszego psa, aby Toćka przestała być anonimowa- dzielnie nam towarzyszy w większości przedsięwzięć:)
ognisko powoli dogasło, na dworze zrobiło się całkiem ciemno, więc zwęglona ekipa powędrowała z powrotem do domu.
zdejmując skórkę z bakażana przypomnieliśmy sobie, że jeszcze karambola miała zostać upieczona!
wspomogliśmy się palnikiem gazowym:
obrany bakłażan, pokrojone papryki i cebulki (później również karambola i starte jabłuszko) wylądowały w garnku wrzucone na odrobinę oliwy i dusiły się aż do rozpadu.
potem świeże oregano, ocet jabłkowy, sól, pieprz- i tak zostaliśmy mistrzami sosu BBQ w stylu tureckim
chyba nie sądzicie, że na tym koniec? bo ponad połowa papryki jeszcze została i mocno zainteresowała się
-cukinią z pomidorkiem
- fasolką szparagową (wybieranie jej z kubła było żmudne, ale całkiem spory woreczek doskonałej fasolki był nasz całkiem za darmo)
... dała się za nie posiekać!
tylko po to żeby móc z nimi połączyć się w gorącym garnku otulona cebulą i bazylią, z pikantną nutką chilli
a potem dogodzić sobie jeszcze startą marchewką.
kiedy w garnku zrobiło się naprawdę gorąco i duszno wskoczył tam szczypiorek, świeża bazylia i czosnek
tylko po to, żebyśmy mogli potem je zjeść na obiad w towarzystwie ogórka małosolnego (dziękujemy babci!)
mamy nadzieję, że choć na trochę zaspokoiliśmy głód stałych bywalców na nasze śmieciowo-kulinarne przygody :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz