Otóż wyjeżdżając na urlop byliśmy w wielu miejscach w dość krótkim czasie.
[*dygresja*
marysia- czy autostop jest formą freeganizmu jeśli chodzi o środki transportu?
wojtek- jak najbardziej.]
jednym z przystanków była mała miejscowość nad jeziorem (biedronkę co prawda mieli, ale oprócz tego średnio nam się uśmiechało robić codziennie zakupy i upychać to w namiocie). Także któregoś dnia, idąc polną drogą naszliśmy na duuuuże pole kukurydzy. Wystarczyło jedno spojżenie, żeby wiedzieć, że nasz dzisiejszy obiad będzie się składać właśnie z niej.
Była idealna. Słodka. Dojrzała... Czego chcieć więcej?
Ognia!
(Wojtek inicjuje ognisko)
Układamy kukurydzę na żarze i obracamy kiedy wierzchnie liście się zwęglą. Kiedy wszystkie będą czarne- kukurydza jest gotowa!
Obieramy i zajadamy!
Polecamy z musztardą (jeśli akurat macie pod ręką)